|
* * * Szukam azylu, chwili ulotnej, nuty zapomnianej. Wpadam jak złodziej by ukraść słowo z worka przepastnego pełnego śmieci niczyich. A może pukam jak domokrążca, który chce ci zostawić kromkę z bochna odkrojoną w pośpiechu. I gdy przysiądę zagryzając z bólu wargi zadzwoni telefon. Potem drugi i trzeci. Kroki za drzwiami i już w drzwiach. Uciekam z tym, z czym przyszedłem. Nie udało się ukraść – byli szybsi, ważniejsi nieważni. Ściskam w kieszeni tę kromkę, czuję jak rozsypuje się w okruchy pod bezradnymi palcami. Ile jeszcze razy pokonam schody, by zrozumieć, że muszę po nich zejść? Ile jeszcze razy zapukam, by odejść od drzwi nie pukając?
Jeśli wychodząc znajdziesz na progu kromkę chleba… |  |