Na Sądzie Pobiegli by wbijać gwoździe w dłonie niewinnego. Wołali bym biegł z nimi. Popatrzeć. Wypełnić rozszerzone źrenice bólem skazańca. Biegnijcie! Biegnijcie!
Słyszałem krzyki. W lawinie słów znalazłem ich strach przed cichym głosem sumienia! A Jego nie było słychać. Krzyczcie głośniej! Głośniej! Zamilkli. Umierał w cierniowej koronie. Taki sam człowiek. Taki Sam Człowiek. Pytasz mnie Boże, gdzie wtedy byłem? – Jestem czysty. Bez grzechu. Wiedziałem, że On bez skazy. Nie biłem, nie plułem jak oni. Skąd wiem jak było? Ja – tylko gwoździe przyniosłem.
|