Kim jestem? Napisane Sfotografowane Zaśpiewane Przedeptane Ślady zostawiane
« Powrót

Zeszyt

 

Znalazłem stary zeszyt do fizyki
nie miał zagniecionych rogów

ani poplamionej okładki

w środku wyblakłe cyfry

i niestaranne rysunki

a na ostatniej stronie

dialogi z Tomkiem

Przetrwał tyle lat nie wiedzieć czemu
trzymałem go bezradnie w ręce

schować czy wyrzucić

Ten co stawiał mi tróje i piątki
odszedł po cichu

ten co bazgrał w moim zeszycie

zniknął wśród innych zagubionych

zza cyfr wyjrzały beztroskie twarze

w szkolnych mundurkach

w wyobraźni zamajaczył blat ławki

z wyrytym wzorem

pierwszej zasady termodynamiki

czy mam wyrzucić wspomnienia

Kiedy i ja odejdę
syn się zdziwi
dlaczego między tomikami wierszy
ojciec schował
zeszyt do fizyki

 

b5

Wielka Noc

 

A jednak wstałeś z grobu Panie
na końcu nocy
na progu dnia
Kiedy mówili
nie chciałem wierzyć
a trzeba wierzyć
nawet gdy głazem przegrodzą nam życie

Bez wiary w cud
cudu nie będzie
następny dzień jest tylko przypadkiem
Na twardej skale opieram stopy
muszę poczuć jej chropowatość

Z ciemności w jasność
Znów słychać dzwony

grają organy
w woni kadzideł rusza procesja
Idę z nadzieją
że będę lepszy nie tylko dzisiaj

jest jeszcze jutro
I nawet wtedy gdy każą nieść krzyż
nie będę pytał dlaczego
tylko poniosę


Pan w niebo wstąpił
a ja
– czy choćby o schodek w górę?

 
b5

Nadzieja

 

Nadzieją nie nakarmisz świata
co najwyżej swój mózg
w którym głód dobrych wiadomości
rozpanoszył się na stałe

Budzi cię co rano
zagadka istnienia
ból świadomości
lista siedzących w poczekalni
pytań

Podnosisz się z kolan
bo zaplanowany dawno przypadek
przywraca nagle ostrość widzenia
wtedy zaciśnięte palce łamią ołówek

Okruchy zbierane
starannie ze stołu
trzeba rozsypać gołębiom
one nie potrzebują nadziei

same ją zaniosą

 

b5

*** żyłem za szybko

 

żyłem za szybko i zbyt łapczywie
łapałem sroki za ogon i hodowałem pomysły
w laboratorium bez probówek
cieszyłem się że świat jest kolorowy
tylko zapomniałem że sił ubywa
że jest też koniec świata
i że każda kolejna nieudana próba
dojścia do jakiegoś celu
przepala drukowane ścieżki na płytce procesora

miałem gdzieś obok ten akumulator
który podawał impuls a potem jakoś szło
ale jak często odpalasz to szybciej zużywasz
i nagle stanąłem nad piękną przepaścią
to po co dalej szukać miejsca dla siebie
po co uzdrawiać tych którzy tego nie chcą
krok tylko zrobię i poszybuję
może zauważą klepsydrę na słupie
i zwolnią się z pracy żeby przybiec na pogrzeb
za jakiś czas usuną mój numer z komórki
w święto zmarłych spróbują odnaleźć bez skutku
miejsce gdzie powinno się zapalić lampkę
pokiwają głową i wrócą do domu napić się herbaty

b5

Oni i one

 

Obudził mnie gwar głosów.
Stali pochylając się nade mną
i mówili wszyscy naraz powtarzając to samo:
jestem zawiedziony i rozczarowany, …any, …any,
a ja – niemile zaskoczony, …ony, …ony,
pan to powinien, powinien, …winien,
zostaw mnie, zostaw, …ostaw.

Jeszcze płacz gdzieś pod oknem,
usta otwieram do krzyku i cisza.
I znów szept w ciemności:
zrób jeszcze jedno, i jeszcze, i jeszcze,
zadzwoń koniecznie, koniecznie!
nie piszesz, dlaczego? czekam! czekam!
nie zrobione? nie gotowe? nie zrobione?
nie umiesz tego? ty? nie umiesz?
umiesz tylko nie chcesz…
a ja myślałam że pan wszystko umie
to twoja wina, …wina, …wina

Przyjdą jutro, pojutrze
i będą przychodzić już zawsze
co noc, co noc, co noc

b5

Na marginesie

  

Margines – to ulubione miejsce,
na którym umieszczają mnie ci,
których chciałem mieć za przyjaciół.
Na marginesie dobrze mnie widać.
I sięgnąć łatwiej. A kiedy potrzeba
- można przypomnieć, zacytować,
obłaskawić uśmiechem.
Zawsze to lepiej, niż być przekreślonym,
albo zamazanym przez korektor.

Przecież razem kupowaliśmy zeszyty.
Gdybym wiedział, że bierzesz ten z marginesem,
może nie miałbym złudzeń.
W moim brulionie wypełniłem tobą
temat, wstęp i rozwinięcie.
Zostawiłem za mało miejsca n
a zakończenie.
Przyszło samo. Boleśnie, niespodziewanie.
Wciąż nie chcę go dopisać.

 

 

 


Duchowy Egipt

Jestem w duchowym Egipcie od dawna
choć wiem o tym od dzisiaj
Czuję jak uciska mnie opaska
zakładana przez pryncypała wyniesionego przez system
On nie wie że bardziej boli nieświadome poniżanie
niż świadome bicie
                                Dlatego czekam na uderzenie

Dobre myśli uciekły z głowy
i nie chcą wrócić choć pootwierałem drzwi
i zapaliłem wszystkie światła
Za to te pozawijane wokół szyi
budzą mnie w nocy
Są jak suchołuskie węże boa
– bezszelestnie odbierają oddech
bawiąc się lękiem ofiary

Gdzieś zgubił się sens
Ten sam co niedawno czekał na progu
żeby rozwijać przede mną czerwony chodnik
Teraz widzę tylko dziury na drodze
Zostały po długiej zimie
w czasie której odmroziłem sobie radość

Nie płynąłem nigdy po Nilu
i nie schylałem głowy w Dolinie Królów
a czuję się jakbym był tym
co ciosał kamienie na kolejne piramidy
Dam się wyprowadzić na pustynię
byle dojść choć na górę Nebo

Podaj mi rękę…

Wiersz

Wiersz

Rodzi się w głowie
i tam dojrzewa
czekając…

Czasem zaplącze się w codzienne problemy
czasem zmaga się z emocjami
czasem ukryje się w kącie i popłakuje
Nabiera kształtu
szlifowany falami przelewających się zdarzeń
Broni się przed zapomnieniem jeśli jest silny
albo umiera gdy rozkwitnie za wcześnie
nie mając korzeni

I nagle przychodzi   t e n   c z a s
gdy nie może już czekać
Przegania sen
jedzenie i pracę
Jest tylko on
i ja

Chwyta za rękę i woła
pisz!
nie zaraz! teraz!
Trzeba zdążyć
zanim rozpadnie się w czasoprzestrzeni
zostawiając tylko zanikający ślad
– pojedyncze wyrazy
niczym porwane nici
z których trudno utkać gobelin

Już jest
a jakoś nie taki jak chciałem
nieurodziwy
z chwastami
Rozłożył się na papierze bezradnie
Pogłaskam
wypielę
dam mu odpocząć
zawieszę w złoconej ramie
Może zostanie
na dłużej…

Jutro?

Jutro?

Czy wiesz
jak daleko
może być Środa od Czwartku
Nawet nie wie gdzie jest szafa
z worem pokutnym
i szarfą po zardzewiałych orderach.
W lustrze upstrzonym ludzką podłością
nie widać ani kolczyków
ani śladów szminki
Nadzieja…
Przejechała windą tuż obok
Na którym jest piętrze?
Pobiegnę
Poszukam
Znalazłem Środę
A co to jest    j u t r o ?

Lista nieobecności

Lista nieobecności

 Wywołano nazwisko... i cisza
Nasłuchujemy twych kroków a może?
– Nieobecny
Zacierają się ślady zasypane popiołem
Oczy wypłakały już wszystkie łzy
i coraz częściej się śmieją
Ręce przestają drżeć
przy przekładaniu kart albumu
Mgła kolejnych dni zamazuje obrazy
naznaczone kiedyś rylcem bólu
– Nieobecny

 

Czasem odnajdziemy okruch
z rozbitego lustra wspomnień
w rzuconym westchnieniu
– Nieobecny
Czasem zapatrzymy się
w płomień gasnącej świecy
Przypadkiem trafiamy na nuty
nagle otwierające żyły
którymi kapie miękkie wzruszenie
– Nieobecny
Zatruwamy bolący nerw
haustem telewizyjnego placebo
Delikatnie odwieszamy całun żalu
A potem jeszcze raz
składamy podpis przy twoim nazwisku
na liście nieobecności

 

Ty – Obecny

Nici

  

Nici

Nici którymi jesteśmy splątani są takie delikatne.
Czasem trzeba je podnieść, żeby przejść,
czasem pociągnąć do siebie,
a czasem po prostu czekać
z nadzieją na dobry znak,
że już można...


 b5

Wypełnię ci dom dźwiękiem...

  

* * *

Wypełnię ci dom dźwiękiem
zostawię na stole odcisk dłoni
gdy wrócisz mostem wzruszeń
twarz sobie nimi zasłonisz

Otulisz się szalem poezji
a z kąta wypłynie muzyka
uśmiechniesz się sama do siebie
zapomnisz że zegar tyka

Opuszkiem poszukasz śladu
Nie szukaj jest wszędzie
już zawsze tam zostanie
nawet gdy stołu nie będzie

 

b5

List do Ważnego Pana

  
List do Ważnego Pana  

Tak mi się jakoś o panu pomyślało dzisiaj
niespodziewanie, choć bez zaskoczenia.
Tak mi się wydawało, że powinien pan przyjść.
No, przynajmniej zadzwonić,
bo plecy coraz bardziej garbate
a okulary coraz większe.

Tak mi się chciało z panem pogadać
o tym, co ważniejsze jest od ważnego,
co ciąży w zamkniętej komórce mózgu
– może tej szarej.

Tak mi się jakoś zachciało napisać do pana,
choć leżę w łóżku i nocna lampka zasypia.
Śpieszę się w tym pisaniu na skrawku kartki,
bo jutro o panu zapomnę.

Niech pan się nie martwi. Nie zapomnę.


 b5

Kęs poezji

  
Kęs poezji 

odłamałem
z kromki pachnącej kminkiem
zanurzyłem
w miseczce złotej oliwy
oddałem z wahaniem
by dzielić się
z nim
z nią
i z tobą

wziąłeś jak swoje
odstawiłeś
na szafkę z telewizorem
nie zrozumiałeś
co chciałem ci dać
wykształcony
niewrażliwy
człowieku


 b5

A gdybym...

  

* * *

A gdybym tak chciał iść
z głową w chmurach
z rękami w kieszeniach
stawiając stopy na krawędzi ziemi
Zacząłbym szukać siebie w sobie
bez lęku że dziś nie zdążę
Zerwałbym pajęczyny myśli
coraz rzadziej błyszczące
w porannym słońcu

Pójść tam i tam, i znowu tam
Zawrócić i znaleźć to
czego nie zgubiłem
Cieszyć się z marzeń
że jest   t a k i   świat

 b5

Na Budkach

  
Na Budkach 

Na Budkach kasztany
Spacer z mamą.
Z tatą na sanki.
Z dziewczyną za rękę.

Na Budkach pomnik,
Tym, co zginęli.
Stałem na warcie.
Dziś – kto pamięta?

Na Budkach skarby.
Zza płotu „Hortensji”
Szkła kolorowe
Schowane w ogródku.

Na Budkach pociąg.
Gwiżdże na kamień,
Ręką urwisa
Kładziony na szynach.

Na Budkach budki.
Wiszwance pod kratą.
Flaszka pod krzakiem
Przykryta czapką.

Na Budki – Czas
Przychodzi odpocząć
Zmęczony bieganiem.

Często zasypia.
 b5

Przystanek na Saharze

  
Przystanek na Saharze

Przywiodłeś mnie Panie
w piaszczyste pustkowie,
abym rachunki uczynił
w sumieniu, czy w głowie?

Zadumałem się nad życiem,
pełnym niedorosłych złudzeń,
które wciąż kiełkują we mnie –
czasem moje, czasem cudze.

Szukam odpowiedzi, ja – ziarnko,
zgubione w ziarenek  bezmiarze.
Ile razy, szukając oazy, zabłądzę
na swojej życiowej Saharze?


 b5

Pisanie wiersza

  
Pisanie wiersza 

Bo napisać wiersz
to jakby strzepnąć popiół
z zapomnianego papierosa
na zagiętą wstydliwie kartkę
i czekać...
a nuż skrzydło Feniksa?

Trzeba tylko mieć siłę
by dotrwać do przeistoczenia

Bo napisać wiersz
to zapełnić czarnymi literami
skrawek papierowej pustyni
uciec w oazy słów
przed ziarenkami bzdur
zasypujących ślady rozsądku

Trzeba tylko uwierzyć
w sens stawianych kroków

Bo napisać wiersz
to wyciągnąć zasuszony żal
skrawek miłości
paczuszkę listów
z otwieranego po kryjomu kufra
schowanego na strychu rozumu

Trzeba tylko zaufać
samemu sobie


 b5

No to co...

  

* * *

No to co,
że jestem inny niż chciałaś,
bo zamiast miesić garściami pieniądze,
zbieram, jak Ty, ludzkie uśmiechy
do tekturowego pudełka
z pluszowym misiem
i zżółkłą laurką.

No to co,
że ciągle płynę rzeką wyobraźni
pod prąd,
który nagle zmienia kierunek –
i tak nie dotrę do Atlantydy.

No to co,
że nie mam czasu dla siebie –
a po co mi taki pusty czas: bez treści?

Wpadnę do Ciebie jutro,
opowiem o dzisiaj,
tylko czekaj na mnie,

Mamo...
 b5

Odkrywanie człowieka

  
Odkrywanie człowieka

Fantastycznie jest odkrywać drugiego człowieka

Szukać szczeliny w jego źrenicy
za którą widać inny świat
Zauważyć w tęczówce oka nitkę Ariadny
niewidoczną w lusterku
a prowadzącą w głąb labiryntu
gdzie czeka uśmiechnięte nieznane
Schwycić niepokorną łzę
biegnącą bruzdą zaufania

Czytać
Ze zmarszczonego czoła
Z drżenia rąk
Ze wzruszenia ramion
Z nieruchomych warg

Zdejmować bandaże z ukrytych ran
których nie trzeba się wstydzić

Odpinać kawałki zbroi
i odrzucać je daleko
na pole dawno zakończonych bitew

Lubię odkrywać drugiego człowieka
Bo znajduję uczucia
niejednoznaczne
irracjonalne
fascynujące nienazwaniem
Także w sobie


 b5

Na Sądzie

  

Na Sądzie

Pobiegli by wbijać gwoździe
w dłonie niewinnego.
Wołali bym biegł z nimi.
Popatrzeć.
Wypełnić rozszerzone źrenice bólem skazańca.
Biegnijcie! Biegnijcie!

Słyszałem krzyki.
W lawinie słów znalazłem ich strach
przed cichym głosem sumienia!
A Jego nie było słychać.
Krzyczcie głośniej!
Głośniej!

Zamilkli.
Umierał w cierniowej koronie.
Taki sam człowiek.

Taki
Sam
Człowiek.

Pytasz mnie Boże, gdzie wtedy byłem?
– Jestem czysty. Bez grzechu.
Wiedziałem, że On bez skazy.
Nie biłem, nie plułem jak oni.

Skąd wiem jak było?
Ja – tylko gwoździe przyniosłem.


 b5

Lekcja pokory

  

Lekcja pokory

Już odfrunąłeś w siodle Pegaza
w szczęśliwość z lustra cały zapatrzony
żeś mądry, wielki i do tego skromny –
w księdze twych zasług skończyły się strony

Gdy tak szybujesz  beztrosko spokojny
spójrz czasem jak jesteś wysoko
ktoś-coś  może spłoszyć Pegaza
i powiesz żegnaj – jasnym obłokom

Spadniesz wśród wrogów co grają przyjaciół
dokopią ci
równo i sprawiedliwie
życząc kariery w pracy i miłości w domu
oraz sukcesów na poetyckiej niwie 


 b5

Marzenie

  
Marzenie

chciałbym mieć wyłącznik za uchem
nacisnąć i odciąć dopływ
wszystkich myśli
mknących autostradami nerwów
przez zmęczony mózg

gdyby w głowie
można było postawić znaki
roboty drogowe i zakazy wjazdu
a przynajmniej ograniczenia szybkości
mógłbym chociaż spać spokojnie
a tak – ciągle płacę mandaty
wystawiane przez lekarzy

na drukach recept

 b5

Boli mnie muzyka

  

Boli mnie muzyka

Boli mnie muzyka,
która jest we mnie.
I ta poukładana starannie
w kolorowe stosiki wesołości.

I ta, co pachnie
wykrochmaloną czystością.
I ta subtelnie schowana
w ogrodzie marzeń.

Boli mnie muzyka
niesiona przez krew,
nieuporządkowana, dzika,
za którą stoisz
ze swoją szorstką wrażliwością.

Boli mnie muzyka,
której dotykaliśmy
palcami duszy.


 b5

Wyszukany z kosmyków

  

* * *

Wyszukany z kosmyków włosów
rozrzuconych wiatrem.
Chwytam mimowolnie wzrokiem
z rozbłysłych chłopięcych wspomnień

Nieoczekiwanie podarowany
bez kokieterii i bez powodu
wnika do krwi koniuszkami palców
ukrytymi przed ludźmi

Odwracasz uwagę
szelestem spódnicy
kroplą perfum i filiżanką kawy
I nie wiesz kiedy Cię zdradzi
drgnieniem nieposłusznych kącików ust

Schowany pod maską słów-firanek
wymyka się przecież
niesfornie
i leczy jak listek polnej babki
obtarte własną szorstkością
cudze czułe miejsca

Uśmiech oczu
kobiety


 b5

Szukam azylu

  

* * *

Szukam azylu, chwili ulotnej, nuty zapomnianej.
Wpadam jak złodziej by ukraść słowo
z worka przepastnego pełnego śmieci niczyich.
A może pukam jak domokrążca,
który chce ci zostawić kromkę z bochna
odkrojoną w pośpiechu.
I gdy przysiądę zagryzając z bólu wargi
zadzwoni telefon.
Potem drugi
i trzeci.
Kroki za drzwiami
i już
w drzwiach.

Uciekam z tym, z czym przyszedłem.
Nie udało się ukraść – byli szybsi,
ważniejsi nieważni.
Ściskam w kieszeni tę kromkę,
czuję jak rozsypuje się w okruchy
pod bezradnymi palcami.
Ile jeszcze razy pokonam schody,
by zrozumieć, że muszę po nich zejść?
Ile jeszcze razy zapukam,
by odejść od drzwi nie pukając?

Jeśli wychodząc znajdziesz na progu kromkę chleba

 b5

Żyję w niespełnieniu

  

* * *

Żyję w niespełnieniu
z rękami w kieszeniach
wypchanych plikiem ambicji

Budzę się z lękiem
przed cichą nienawiścią
podrzucaną przez tych
co zasłaniają się krzyżem

Ćwiczę z przetrąconym karkiem
by nie zapomnieć
o podnoszeniu głowy

Wciąż jeszcze potrafię
mówić NIE

 b5

Judasz

  * * *

Judasz nie przychodzi nocą
Jest zawsze w pobliżu
Podaje rękę gdy się potykasz
Rozściela dywan pochwał
Przynosi pomarańcze w chorobie
Pożyczy forsę, samochód i książkę
Doradzi, podtuczy i oszlifuje
Sprzeda – gdy będziesz coś wart

 b5

Paczuszki

  
Paczuszki
Jeśli chcesz 
zapakuję dla ciebie swoje życie
w paczuszki słów
A co dostanę w zamian
Teraz za wszystko trzeba płacić
Dasz mi drożdżówkę z jabłkiem i łzą
albo suchą grahamkę z uśmiechem
Nic dzisiaj jeszcze nie jadłem
I wczoraj też
Czy mogę tu jutro przyjść
Mam jeszcze kilka takich paczuszek
 b5

*** Bo jest w człowieku...

  

* * *

Bo jest w człowieku taka dwoistość
niejednoznaczność
niepewność
Chcę być tu gdzie jestem
i choć na chwilę całkiem gdzie indziej
Być tym kim jestem
i nie być sobą – bez żalu
Cofnąć się w młodość
ale z tym co nazbierałem przez lata
Kochać miłością trwałą, mocną, jedną
i zakochiwać się bezmyślnie, beztrosko
Znaczyć coś wśród tłumu
i umieć zniknąć w nim anonimowo
Mieć mądrość i nie wiedzieć tego
czego nie chciałbym wiedzieć

 
b5

Pucybut



 

Pucybut

Mam swój kawałek miejsca na ziemi
pod gołym niebem, w cieniu platana.
Czyszczę tam buty, często te same
Miejsce urocze:
główki gołębi, beztroskie dzieci

Na butach pył kolorowy.
Szybki ruch ręki i trochę pasty.
Czoło jaśnieje
i szlachetnieją zmarszczki na skórze.
Przyszedł Antonio, przyniósł gazetę.
Błotne lawiny i katastrofy,
krach na giełdzie, zamknięte fabryki.

A ja mam swoje miejsce na ziemi,
na małym placu obok kościoła.
Ludzie przychodzą co dzień.
Niosą marzenia.
Jak chcą – to mówią,
jak nie chcą – milczą.
Czy można znaleźć namiastkę spowiedzi
na krótkim przystanku u pucybuta?

To takie proste zetrzeć kurz z butów,
wypełnić kremem zmarszczki na skórze.
Wrócą marzenia. Ja też je miałem
Być prezydentem? Nie. Tylko stolarzem.
Mam zręczne ręce i uśmiech w sercu.
W sękate drewno tchnąłbym życie.
Chciałem wyjechać.
Zobaczyć dżunglę, śniegi na szczytach.

Codziennie rano popycham wózek
w nim pasty, szczotki, czyścidła, szmatki.
Zbieram monety w puszce po soku.
Już takie cztery ukryłem w domu.
Jeszcze wyjadę, zetrę kurz z powiek
wypoleruję starość na twarzy.
Wrócę. Mam przecież swoje miejsce na ziemi
gdzie pielęgnuję codzienne marzenia.

b5

Taki anioł

 

 

Taki anioł

pamięci Janki Nożownik


Taki anioł mi się przyśnił
w srebrnej głowie złote myśli
niósł po niebie…
Czy nie było go u ciebie?

We śnie wszystko jest możliwe:
nieprawdziwe jest prawdziwe.
Byłem gdzieś na Mlecznej Drodze
jak rozmawiał anioł z Bogiem.

Zaczął anioł: – Ja – Janeczka,
zbieram wiersze w zżółkłych teczkach.
Mówią wokół, to niemodne!
A ja twierdzę, że cudownie
móc zapisać poskręcane myśli
i sen, co się właśnie w nocy przyśnił.

Przyszłam tutaj, dobry Boże,
myśląc, że mi też pomożesz.
Noszę kartki pełne słów.
Jak powkładać je do głów
żeby wzruszyć, zająć tylko chwilę
tych, co pędzą, i tych, co zawsze w tyle?

Wiem kim jesteś – mówi Bóg.
Zanim przez niebieski próg
przeszłaś wczoraj żwawym krokiem
to rzuciłem nie raz okiem
na twe wiersze, fraszki, opowieści.
Tyle umiesz przecież w nich pomieścić,

Kartki ciężkie, latka lecą
niech się oczy twe nacieszą…
więc pomogę ci w tym trudzie.
Niech poznają inni ludzie,
że i Bóg za oknem się gołębi,
gdy ktoś mocno w sobie szuka głębi.

Potem spojrzał na nią ciepło
i odeszli. Słońce wzeszło,
na stoliku kartka
co wypadła mi z tomiku.

Taki anioł mi się przyśnił
w srebrnej głowie złote myśli
niósł po niebie…
Czy nie było go u ciebie?

 
b5

 

   Marzenie

     chciałbym mieć wyłącznik za uchem
     nacisnąć i odciąć dopływ
     wszystkich myśli
     mknących autostradami nerwów
     przez zmęczony mózg

     gdyby w głowie
     można było postawić znaki

     roboty drogowe i zakazy wjazdu
     a przynajmniej ograniczenia szybkości
     mógłbym chociaż spać spokojnie
     a tak – ciągle płacę mandaty
     wystawiane przez lekarzy
     na drukach recept


 dsc05246_k_e_640


  aforyzmy

Słowa są mi potrzebne do zapisywania wrażeń, których nie mogę sfotografować.

 więcej...

 b5

wiersze

b5

reportaże

 

 

 

 


takie tam...

    Gdyby rozum zawsze wygrywał
    z uczuciami, to ludzie inteligentni,
    byliby bardzo nieszczęśliwi.